Oszalałem? Oniemiałem.
Słowa to za mało....
Jak
rozpoznać miłość mam, skoro wcześniej nie kochałem?
Andreas
***
Wiatr
doszczętnie masakruje moje i tak już odpowiednio rozczochrane
włosy, gdy dociskam gaz do dechy i pod osłoną zapadającego
zmierzchu gnam w stronę centrum miasta, skąd mam odebrać Brigitte.
Targam je zniecierpliwionymi palcami, bo co jakiś czas wpadają mi
do oczu, a to wyraźny sygnał, że powinienem je ściąć. Chrzanić
to — mówię sobie, mijając na czteropasmówce rozpędzoną
taksówkę i mierząc młodą pasażerkę spojrzeniem, które z
pewnością sprawi, że jeszcze przez kilka minut mnie nie zapomni. —
Panienki takie lubią. Śmiem twierdzić, że być może nie
zapomni mnie przez dłuższy czas, ponieważ niemal natychmiast
odpowiada nieśmiałym uśmiechem, spuszczając wzrok i ponownie
zerkając, zanim zostawiam ich w tyle...
Postanawiam
więc, że włosy zostają w takim stanie jakim są, czyli długie,
jaśniejsze od słońca i w kompletnym nieładzie. Wyglądam dobrze i
nie mam zamiaru wpadać w przesadną skromność. Mógłbym tak
robić, gdybym dostał w przydziale twarz Wanka lub co najmniej jego
nos. Żal mi brzydkich ludzi, ale co w takim razie mam zrobić?
Każdego szkoda...
Poziom
hormonów wzrasta mi zdecydowanie, gdy GPS podaje, że nie zostało
już dużo drogi. W głowie szaleją myśli — ile razy zdążymy to
zrobić, zanim będę musiał odwieźć ją z powrotem? Nie martwię
się o swoją wydolność, bo ta jest nieograniczona, ale dziewczyna
zdecydowanie potrzebuje odpoczynku, a to zwykła strata czasu. Nie
planuję dłuższego związku, choć w tej blondynce jest coś, co
mnie niezmiernie kręci i pociąga. Już dawno nikt tak na mnie nie
działał, choć... Nie, stop. Prawie zapomniałem! W ułamku sekundy
łapię się na tym, że nagle stanęła mi przed oczami twarz pewnej
poobijanej i marnie wyglądającej brunetki. Kierownicą szarpie na
bok i muszę lekko przyhamować. Co... do... licha?!
Ta
dziewczyna... Romy, wyglądała dziwnie. Cała była dziwna z tym
swoim milczeniem i tajemniczymi spojrzeniami. To mnie zdenerwowało
i... zaintrygowało. Co było z nią nie tak? Myślałem o niej przez
resztę popołudnia, choć obiecywałem sobie, że tego nie zrobię.
Ilekroć wracała do mojej głowy, próbowałem zagłuszyć jej obraz
widokiem losowych nagich piersi jakiejś kobiety, ale mi nie szło!
Cycki przestały działać! Chyba jestem chory...
Po
raz kolejny wyrzucam ją z głowy, gdy monotonny, mechaniczny głos
oświadcza, że jestem na miejscu. Zwalniam więc i zjeżdżam na
pobocze, a wtedy już wiem — to musi być pomyłka! Gaszę silnik i
własnym oczom nie wierzę — to samo ogrodzenie, ta sama brama, za
którymi dosłownie kilka godzin wcześniej zniknęła tajemnicza
panienka ze śliwką. Sprzątaczka.
—
Ja pierdolę.
To
bardzo śmieszny zbieg okoliczności, że moja najnowsza dziewczynka
od stukania mieszka akurat w tym domu. Jakie to... pokręcone.
Wysiadam z auta i ostatkiem sił hamuję się przed wciśnięciem
guzika domofonu. Po cholerę chcę tam wchodzić? Przecież wystarczy
zadzwonić do Brigitte i poprosić, by po prostu wyszła. Jesteśmy
umówieni... Wiem dlaczego ledwie panuję nad chęcią przekroczenia
tych progów — chętnie zobaczyłbym Romy podczas sprzątania,
najlepiej gdyby myła wtedy podłogę, na kolanach...
—
Ja pierdolę! — powtarzam
cicho i natychmiast pozbywam się sprośnych myśli. Nie pasują mi
do niej... Zawstydzają mnie. Cholera jasna! Co jest ze mną nie tak?
Dlaczego wciąż nie mogę się uwolnić od tej panienki? Przecież
nawet nie była ładna...
Po
raz kolejny przeczesuję włosy palcami i rozważam nawet odpalenie
papierosa, ale to nie w moim stylu. Nie chcę, żeby waliło ode mnie
czymkolwiek, co mogłoby powstrzymywać Brigitte od poddania mi się
na te kilka miłych godzin. Chociaż... nie sądzę, żeby miała
wielkie opory... Ona to po prostu lubi, a ja mam zamiar dać jej
tyle, ile tylko zdoła wytrzymać.
Oto
i ona! Podnoszę wzrok, gdy brama zaczyna się odsuwać, skrzypiąc
cicho. Najpierw zwracam uwagę na długie, jasne nogi, dopiero
później na resztę. Jest piękna w całej swej okazałości.
Uśmiecham się szeroko, firmowo — dla mnie to chleb powszedni.
Wiem, że nie będę musiał długo jej uwodzić, ani bajerować, ale
te całe podchody niezmiernie mnie rajcują! Czuję się porządnie
nakręcony, choć nawet jej jeszcze nie dotknąłem...
—
Miło znów cię widzieć! —
piszczy uradowana i rzuca mi się na szyję, biodrami prowokując
mnie do automatycznego zsunięcia dłoni na jej pośladki. — Bardzo
tęskniłeś?
Wdycham
zapach jej włosów i mam ochotę prychnąć w nie w reakcji na ten
żart — jestem Andi Wellinger, nie tęsknię za nikim, bo to ja
każę innym tęsknić za mną. Oczywiście nie mówię tego na głos,
a jej mina, gdy wreszcie się odsuwa, wskazuje mi, że dobrze
zrobiłem. Czeka na odpowiedz. Pytała poważnie...
—
Eee... jasne! — kłamię bez
mrugnięcia okiem i dla odwrócenia uwagi całuję ją z zaskoczenia,
prosto w usta, mocno i namiętnie.
***
Lądujemy
w łóżku niemal tak szybko, jak tylko zamykają się za nami drzwi
hotelowego pokoju. Mam gdzieś, że ktoś mógł mnie widzieć i
powstaną plotki. To jest do ogarnięcia, taka afera obyczajowa, a
moje pragnienie, by po raz kolejny być z nią i w niej nie da się
poskromić.
Popycham
ją na materac i natychmiast nakrywam własnym ciałem. Nie staram
się być delikatny, ani nie bawię się w uprzejmości, bo wiem
dokładnie, że ona ich nie potrzebuje. Mruczy cicho, a jej powieki
są lekko przymknięte. Nie protestuje, gdy szarpanymi ruchami
pozbawiam ją bluzki i spódnicy. Zaczyna chichotać, co odrobinę
wyprowadza mnie z równowagi, ale tylko na chwilę — widzę ją pod
sobą, chętną i ciepłą. Nie mogę myśleć o niczym, dopóki się
nie będzie całkiem moja tego wieczora.
***
Budzę
się nagle, gdy na zewnątrz jest jeszcze ciemno. Po omacku szukam
swojego telefonu. Jest trzecia nad ranem, a ja leżę w hotelowym
pokoju kompletnie zaspokojony i... całkowicie pusty w środku.
To
jest dziwne uczucie — pieprzyłem się przez pół nocy jak szalony
z piękną dziewczyną, która teraz cicho pochrapuje obok mnie, a
wciąż czegoś mi brak. Usiłuję wmówić sobie, że po prostu
jestem głodny, ale to jest zupełnie śmieszne i w ciemności
przewracam oczami w reakcji na własną głupotę. Jak zwalczyć to
uczucie pustki? Jak zagłuszyć dziwaczną tęsknotę za czymś,
czego nie znam i nawet nie rozumiem? Mam pewien pomysł, ale wiem, że
to załatwi sprawę tylko na chwilkę... Da zapomnienie na jakiś
czas, a później to głupie uczucie wróci i będę musiał znów
szukać... a później znów... i znów.
Mimo
wszystko budzę Brigitte i pozwalam, by się mną zajęła. Nie
wygląda na szczególnie obrażoną, a jej ręce są tak przyjemnie
delikatne. Wciskając głowę głęboko w materac usiłuję zapomnieć
i skupić się jedynie na kontakcie jej skóry z moją, ale tym razem
to nie pomaga. Muszę zacisnąć zęby.
—
Coś nie tak? — słyszę, gdy
jej dotyk nagle znika.
Co
mam jej powiedzieć? Jest wspaniała, najlepsza z tych, które miałem
do tej pory, ale po raz kolejny czuję, że to nie to... Nie, żebym
szukał związku, czy innych romantycznych bzdur! Sam już nie wiem
czego chcę. To przyszło znienacka, całkiem niedawno — poczułem,
że czegoś mi brak. Wypaliłem się chyba, albo zaliczanie tych
wszystkich podobnych do siebie dziewczyn stało się dla mnie rutyną
i zwyczajnie zaczęło mnie nudzić. Tylko skąd to dziwne, palące
uczucie pustki? Jakbym czegoś szukał, albo nie... jakbym czekał!
Tak, czuję to dokładnie. Oczekiwanie.
Nie
jestem myślicielem, czy filozofem. Nigdy nie byłem. Brałem to, co
dawało mi życie, korzystałem z niego pełnymi garściami, bo
mogłem. Do tej pory mogę... Co z tego, skoro to wszystko nie ma już
dla mnie wielkiego znaczenia, ponieważ dostaję na tacy każdą
zachciankę, łącznie z kobietami... To jest jak sport, tylko
łatwiejsze. Brać, co dają i dawać z siebie wszystko, oprócz
prawdziwego ja...
Czasami
już nie czuję się sobą... Jestem doskonałym niemieckim produktem
marketingowym, bo oprócz talentu do skakania mam jeszcze ładną
buźkę i jestem młody. To się sprzedaje, a dzięki temu chucha na
mnie i dmucha cała masa ludzi. Męczę się, z każdym dniem coraz
bardziej...
—
Musisz się postarać — mówię
jej, kiepsko kryjąc irytację.
Zapada
kolejna chwila ciszy i słyszę jedynie swój oddech. Chyba się
wkurzyła... Rozważam już rzucenie jej kilku słów na przeprosiny,
ale nie muszę... Moje usta otwierają się szeroko, a palce wędrują
do jej włosów, gdy czuję gorący język na brzuchu. Tak, to
zdecydowanie pozwala mi wyłączyć filozoficzne rozmyślania mojego
zmęczonego umysłu.
—
Postarałam się wystarczająco?
— pyta z nutą ironii w głosie kilka minut później, zostawiając
mnie zdyszanego w skotłowanej pościeli, gdy wychodzi do łazienki.
Jestem
cholernie słabym okazem faceta... Uspokajam oddech i myśli. To
było... Wolę nie zastanawiać się, kto mógł nauczyć ją takich
rzeczy, bo z pewnością nie nabyła tego rodzaju wiedzy z książek.
Jeszcze nigdy żadna... To było coś nadzwyczajnego. Przewracam się
na brzuch i wtulam policzek w poduszkę, zamykając na chwilę oczy.
Odprężam się, czując coraz większą senność. Zapominam o
Brigitte i jej wspaniałych umiejętnościach, zapominam o
zmartwieniach. Doskonale czuję, że za chwilę zasnę, bo chyba
zaczynam śnić. Właśnie wtedy to się dzieje...
—
Litości! — wołam, podnosząc
się na rękach, jakbym chciał robić pompki.
Zastygam
w tej pozycji i gapię się w niewyraźny zarys ramy łóżka, który
mam tuż przed nosem — ona wróciła, znowu! To Romy! Zobaczyłem
pod powiekami jej twarz widoczną z profilu, dokładnie tak, jak to
miało miejsce w samochodzie — firanka czarnych rzęs, niewielki
nos i pełne usta. Jej włosy powiewały na wietrze, gdy bladą
dłonią próbowała doprowadzić je do porządku, a ja usiłowałem
nie patrzeć na nią we wstecznym lusterku, choć wcale mi się to
nie udawało. Spojrzałem po raz kolejny, ona także... nasze oczy
się spotkały i... bum! Nigdy nie zapomnę tego momentu, bo włosy
na karku stanęły mi dęba w reakcji na to dziwne uczucie, które
mnie ogarnęło.
Ręce
mi drętwieją, więc szybko zwalam się na łóżko całym ciężarem
i głośno wypuszczam wstrzymywane powietrze — co do licha?
Dlaczego znów myślę o tej sprzątaczce? Właśnie teraz, gdy kilka
metrów dalej bierze prysznic jasnowłosa miss Niemiec? Serio,
Andreas? Serio? Muszę się roześmiać, nie ma innej rady. Czyżbym
do reszty zgłupiał? Dźwigam rozbudzone już ciało z materaca i
natychmiast udaję się do łazienki marząc, by drzwi były otwarte.
Tak też jest, a za nimi ukazuje mi się widok tak wspaniały, że
nawet zastępy tajemniczych, rozmarzonych panienek o zagadkowym
spojrzeniu nie są w stanie mnie od niego odwrócić.
—
Jesteś nienasycony... —
słyszę, więc kiwam głową i zbliżam się do niej niczym lew do
swojej ofiary. Tylko, że ona nie jest ofiarą. Ona ma władzę.
—
Miałem koszmar, więc musisz
mnie pocieszyć — wyznaję, robiąc minę godną małego
chłopczyka, a w świetle lampy mogę doskonale widzieć, jakie to
robi na niej wrażenie.
—
Zawsze... — odpowiada i
gestem zaprasza mnie do siebie.
Korzystam.
Nie mam nic ciekawszego do roboty.
***
Następnego
dnia znów jestem z nią umówiony, i to mnie dziwi. Nigdy nie
bawiłem się w takie sprawy jak kolejne randki, choć nie wiem, czy
można będzie nazwać to randką, skoro na samym początku nie
będzie bzykanka... Mam jechać z nią do cukierni. Tak, cukierni. Po
tort dla jej siostry, która kończy osiemnaście lat. Hmmm, kolejna
jasnowłosa piękność? Być może wkrótce będę mógł pocieszyć
jednego z moich kumpli towarzystwem takiej damy, i to nawet młodszej
niż Bri. Tylko... co ja myślę? Nie będzie żadnej okazji, żeby
to zrobić, bo nie zamierzam przecież spotykać się z blondyną już
ani razu więcej. Takie codzienne kontakty są niebezpieczne,
człowiek się przyzwyczaja, a później... Nie, nie ma mowy! To
ostatnie spotkanie z Brigitte — przemęczę to urodzinowe
przyjęcie, później przelecę ją kilka razy w mniej lub bardziej
losowych miejscach, po czym zniknę, tak jak lubię. Bez słowa, bez
pożegnań. Bardzo w moim stylu.
Jest
popołudnie, więc mogę pójść na drinka. Wysyłam wiadomość do
Wanka i nie muszę czekać zbyt długo na jego odpowiedz, która
oczywiście jest pozytywna. Moczymorda! Widzę go z daleka, gdy
docieram do małego baru, w którym lubimy przesiadywać — jest
kameralnie, a barman nie pyta o wiek i dokumenty, ani nie ocenia, gdy
masz już zdecydowanie zbyt wysoko w czubie.
—
Wellinger, na kogo się
stylizujesz? — woła mój kumpel, podając mi rękę na
przywitanie. — Nykaenen czy Olli?
Unoszę
brwi, odwzajemniając uścisk i w ogóle nie wiem o co mu biega.
Śmieje się głośno, uchylając drzwi, które skrzypią głośno.
Wchodzimy do pomieszczenia zupełnie wolnego od ludzi, jeśli nie
liczyć wysokiego mężczyzny za barem, który poleruje szklanki,
jakby spodziewał się tłumów, choć te nigdy nie nadejdą.
—
Co jest nie tak z Finami? —
pytam, siadając na wysokim krześle przy samej ladzie. Pachnie tam
czystością i chłodem, choć na zewnątrz zaczyna robić się
gorąco.
—
Jest pora obiadowa, głupku.
Kto w takim czasie pije cokolwiek mocniejszego od wina? — wyśmiewa
mnie, zamawiając dwa drinki. — Chyba tylko ruscy.
Kiwam
głową, rozważając jego słowa.
—
Polacy? — wspominam, patrząc
mu prosto w oczy i wiem, że zaraz sobie przypomni jak pewnego dnia
zmasakrowaliśmy się z Polakami jeszcze zdecydowanie przed obiadem.
—
Zapomniałbym o naszych
kolegach! — woła, waląc pięścią w blat, a sporych rozmiarów
barman mierzy go uważnym spojrzeniem. — Kto by pomyślał, że Kot
ma tak mocną głowę...
—
W odróżnieniu od ciebie —
prycham, a w tym samym czasie ląduje przede mną solidna szklanka
pełna lodu i brunatnego płynu. — Twoje zdrowie, przyjacielu.
Alkohol
bardzo piecze w ustach i od razu idzie mi w głowę, bo nic
konkretnego jeszcze nie jadłem. Między sezonami odżywiam się
okropnie i tylko młody wiek sprawia, że wciąż pozostaję w
formie. Podnoszę wzrok i przez chwilę mam przed oczami dwóch
Wanków... dwie krzywe, przebrzydłe mordy mojego najlepszego kumpla,
którego kocham i nie znoszę.
—
Mocne... — chrypi z
zadowoleniem, zamawiając drugą kolejkę.
Nie
mam zamiaru go powstrzymywać, choć jak tak dalej pójdzie, to urżnę
się konkretnie i wieczorem nie będę w stanie prowadzić. Procenty
zaczynają krążyć w żyłach, więc uśmiecham się wesoło do
niego i swojej szklanki. Piję. Muszę pamiętać o Brigitte... Tylko
kim ona jest? Ja wszystko mogę, ale nic nie muszę! Jeśli będę
chciał upić się z Wankiem i przespać resztę dnia oraz całą
noc, to tak po prostu zrobię. Jestem wolnym człowiekiem — z nikim
przecież ślubu nie brałem.
—
Jak tam twoja dziewuszka? —
pyta, mrużąc oczy. Widocznie poszło mu nie tam, gdzie trzeba.
Nigdy nie umiał pić jak człowiek.
—
Dobrze, a jak ma być? Dzisiaj
zmienię ją na nowszy model — odpowiadam, wzruszając ramionami i
wlewam sobie kolejną zawartość szklanki wprost do gardła.
Marszczy
brwi, zdziwiony. Nie wiem o co mu chodzi. Już zdążył się upić,
że gapi się jak jakiś debil?
—
To kiedy się z nią spotkałeś?
— pyta.
—
Wczoraj wieczorem, a później
bzykałem ją całą noc, dopóki nie zaczęła jęczeć i wołać
pomocy... — oświadczam z zadowoleniem, a barman prycha, więc
prostuję się na stołku i rzucam mu spojrzenie spod zmarszczonych
brwi. Wank
wygląda na zdruzgotanego i teraz już zupełnie nie wiem co się z
nim dzieje.
—
Nie wyglądała na łatwą —
dziwi się. — Widocznie przy tobie naprawdę wszystkie głupieją i
gubią majtki...
Dociera
do mnie, że chyba się nie zrozumieliśmy, albo mój kumpel cierpi
na zaniki pamięci... bardzo znaczne zaniki pamięci.
—
Przecież wiedziałeś, że ją
stukam! Robiliśmy to już w jakąś minutę po pierwszym spotkaniu —
przypominam, irytując się odrobinę. Nie lubię, gdy ma te swoje
momenty zawieszenia.
Wali
się w czoło otwartą dłonią, a plaskający odgłos jest głośny,
co denerwuje barmana, bo odstawia wytarte szklanki zdecydowanie zbyt
nerwowo. Chyba ma nas dość...
—
Ty mamuci bobku, nie chodziło
mi o blondi, tylko o dziewuszkę, która się z nami wiozła do
domu... a raczej do miejsca pracy! — tłumaczy i wtedy dopiero
rozumiem. — Pytałem o Romy!
Nie,
tylko nie ona! Po co ją wspomina, gdy jestem nawet odrobinę
wstawiony? To mnie wkurza... Ona sprawia, że staję się
niespokojny, choć przecież wcale jej nie znam!
—
Skąd mam wiedzieć? — burzę
się, prosząc o kolejnego drinka, którego natychmiast wychylam,
wyrywając szklankę z ręki wkurzonego barmana. — To nie jest moja
dziewuszka, więc oszczędź sobie takich określeń...
Unosi
obie ręce w obronnym geście.
—
Spoko, myślałem, że ją
znasz, skoro zaprosiłeś ją do swojego świętego auta — mówi
pojednawczo. — Nie była to typowa piękność, w jakich gustujesz,
ale miała w sobie coś takiego, że aż chciało się na nią
patrzeć. Nie wiem, czy zauważyłeś...?
—
Nie! — ryczę od razu i temat
zostaje zamknięty.
Milczymy
ładne parę chwil i cisza zaczyna mi ciążyć, choć alkohol
uderzający falami do głowy robi swoje, dopóki nie otrzeźwia mnie
odgłos otwieranych drzwi. Nie obracam się, ale na twarzy Wanka
widzę zainteresowanie, i to spore, więc mogę nawet nie zgadywać,
że do środka weszła właśnie kobieta...
—
Akurat są dwie — mruczy,
nachylając się w moją stronę. Unoszę brwi. — Szału nie ma,
ale pogadać zawsze można.
Potrząsam
głową na znak sprzeciwu. Nie chcę poznawać panienek, rzygam tym
już od jakiegoś czasu, no chyba że są niesamowite, jak Brigitte.
Zostajemy na swoich miejscach, a nowo przybyłe zajmują dwa stołki
nieopodal. Są do bólu przeciętne i chyba zmęczone. Nie okazuję
zainteresowania, a minuty mijają. Wiem, że się na nas gapią —
być może nawet kojarzą nasze twarze z telewizji. Wank kopie mnie w
stopę, ale nie reaguję, trzeźwiejąc zdecydowanie zbyt szybko...
—
Postawisz mi drinka? — słyszę
tuż nad prawym uchem, gdy gorący oddech jednej z tych dziewczyn
łaskota moją skórę. Nie czuję nic, zupełnie nic.
—
A co, przewrócił ci się? —
prycham ironicznie, obrzucając ją swoim najmniej zalotnym
spojrzeniem.
Kątem
oka widzę jak Wank przesuwa dłońmi po twarzy i wzdycha głośno.
Mam to w dupie, bo jestem zły. Dziewczyna patrzy na mnie wielkimi
oczami, a po chwili odwraca się na pięcie i wraca na swoje miejsce
szepcząc wystarczająco głośno jedno słowo: — Dupek.
Moje
drugie imię...
***
Tępy
ból pulsuje w moich skroniach, gdy przemierzam ulice miasta.
Specjalnie opuściłem dach w samochodzie, żeby ostatnie opary
wypitego alkoholu mogły całkowicie się ulotnić, bo wstyd byłoby
się przyznać przed taką damą, że schlałem się jak świnia we
wczesnych godzinach obiadowych.
Miasto
tętni życiem — jasno oświetlone ulice pełne są młodych ludzi,
w tym także dziewczyn, które na pewno chętnie dałyby się
zaprosić do takiego auta na małą przejażdżkę, a później też
i na niezobowiązujący seks. Nie wiem, czy powinno mnie to cieszyć,
czy brzydzić. Chciałbym... chciałbym poznać kogoś, kto nie jest
taki jak ja — znudzony zepsuciem własnym i reszty świata. Co jest
złego w zdobywaniu, staraniu się o kogoś? To wszystko przychodzi
mi zbyt łatwo! Nie mówię tego na głos i nie wie ani Wank, ani
nawet Richard, ale przestało bawić mnie to całe zamieszanie wokół
mojej osoby. Czasami mam ochotę po prostu zniknąć, bo czuję, że
to wszystko nie ma sensu... Moje życie jest pasmem męki na
treningach, nerwów w czasie konkursów i ostrego imprezowania w
wolnym czasie. Czy tylko tyle mnie czeka? Zawsze tak już będzie?
Otrząsam
się z tych głupich, późnowieczornych rozmyślań, gdy muszę
przyhamować na czerwonym świetle. Wtedy całkowicie już trzeźwieję
i postanawiam wrócić do własnego ja, ignorując ten durnowaty głos
w głowie, który krzyczy: Stać cię na więcej! Musisz się
zmienić!
—
Chrzanię to! — mówię na
głos, zaciskając dłonie mocno na kierownicy i ruszam z piskiem
opon zostawiając za sobą swąd palonej gumy, zanim światło
zmienia się na zielone.
***
Znów
jestem tam, pod tym domem. Patrzę szeroko otwartymi oczami na
odsuwaną właśnie bramę i nie mogę nawet spodziewać się tego,
co wydarzy się w ciągu kilkunastu najbliższych minut. Nie
przyznałbym się nikomu, w tym i samemu sobie, że żołądek skręca
mi się ze zdenerwowania, co nie jest zdecydowanie w moim stylu.
Dlatego też powtarzam w myślach, że po prostu tam wejdę, wniosę
ten cholernie wielki tort i będę sobą — oleję wszystko i
wszystkich, a później zabiorę Brigitte na pożegnalne bzykanie,
które uświetnię wiadomością o moim rychłym wyjeździe z kraju.
Potrafię doskonale kłamać, gdy zajdzie taka potrzeba...
Bri
trajkocze jak katarynka i tylko pamięć jej wspaniałych
umiejętności łóżkowych powstrzymuje mnie przed ucieczką od tego
gadania. Opowiada o swojej siostrze. Co mnie obchodzi jej siostra?
Przecież nie przelecę jej z okazji osiemnastych urodzin, litości!
Na taki prezent musiałaby sobie zasłużyć, nawet jeśli jest
równie piękna jak jej starsza siostrzyczka.
—
Uniesiesz? — słyszę, gdy
nachylam się do bagażnika, by wyciągnąć kupę ciasta
biszkoptowego poskładaną w jakieś wymyślne okręgi.
Prostuję
się natychmiast, prawie uderzając tyłem głowy w klapę. Głupi
uśmiech niedowierzania wypływa na moją twarz, gdy patrzę na nią
krzywo i trochę ze złością. Jak może pytać o coś takiego,
skoro jestem facetem? Uniosę ją, więc z tortem też sobie poradzę,
bo nie należy ona do drobnych kobietek. Też mi coś, pyta czy dam
radę!
—
Nie było pytania... —
tłumaczy, lekko zawstydzona.
Kiwam
głową na znak aprobaty i po raz drugi schylam się po tort. Napinam
mięśnie i... kurwa, rzeczywiście jest ciężki! Nie daję tego po
sobie poznać, ale sztangi na sali treningowej bywają lżejsze, niż
ta masa niepotrzebnych kalorii.
—
Prowadź — mówię do niej,
ponieważ stoi tylko i gapi się na mnie cielęcym wzrokiem. Nie mogę
pokazać, że mój kręgosłup odwykł od takich obciążeń, bo
zaniedbałem ćwiczenia.
Ostrożnie
stawiam każdy krok i jakoś udaje mi się nie zrobić z siebie
idioty. Docieramy już prawie do drzwi, gdy potykam się lekko na
kamykach, którymi wysypany jest podjazd. Wstrzymuję oddech i łapię
równowagę, a Bri piszczy cicho, zatrzymując się w miejscu. Rzucam
jej karcące spojrzenie i nie wierzę, że tak szybko potrafi zmienić
się z kocicy w prawdziwą panikarę.
—
Całe szczęście, że dałeś
radę go utrzymać! — mówi z ulgą, a ja ruszam do przodu, po czym
dodaje szeptem: — Romy nie spodziewa się żadnego tortu...
Tylko
schody ratują mnie przed upokarzającym upadkiem w sam środek
lukrowanego ciasta, gdy potykam się po raz kolejny i padam na kolana
tuż przed pierwszym schodkiem. Co ona powiedziała?! Jaka Romy? Romy
jej siostra, czy Romy sprzątaczka? Jej siostra nazywa się tak jak
sprzątaczka? Coś takiego, do jasnej cholery! Mam chyba stan
przedzawałowy, bo moje serce zaczyna bić wszędzie, nawet w gardle.
Co ja wyprawiam?
—
Jest cały? — piszczy Bri,
podbiegając do mnie.
—
Tak — warczę i staję na
nogi.
Udało
mi się oprzeć tackę na jednym ze stopni i tort tylko zachwiał się
nieznacznie, odpadło też kilka ozdób, ale doszedłem do wniosku,
że to i tak nic takiego...
—
Co się z tobą dzieje,
Andreas? — pyta, gdy znów podnoszę ciasto z niemym jękiem
wysiłku. — Jesteś pijany?
Prycham
i głową wskazuję jej, by otworzyła wreszcie te cholerne drzwi,
zanim znów zrobię z siebie debila, bo się przesłyszałem.
Musiałem się przecież przesłyszeć! W takich domach nie mieszkają
zwykłe panienki ukrywające dziecko w klasztorze...
Pomimo
tego, że idę, to całe moje ciało wzbrania się przed przejściem
przez próg. Tam jest gorąco i głośno, a dalej, w salonie, aż roi
się od ludzi. Słyszę to jedynie, bo widok przesłania mi tort.
—
Idz powoli i prosto, dopóki
cię nie zatrzymam. Droga wolna.
Czuję
się jak głupek, gdy tak kroczę sobie po cudzym salonie, wśród
kompletnie nieznanych ludzi. Denerwuję się... Cholera jasna, ja się
denerwuję! Ręce zaczynają mi się pocić i drżą. Chcę już
odstawić ten tort i spadać gdzie pieprz rośnie. Ona nie
powiedziała: Romy. Nie... Nie zobaczę jej tutaj. Posprzątała
przed imprezą i wróciła do swojej córeczki, do klasztoru. Tam,
gdzie jej miejsce... Odstawię gdzieś tort, a moim oczom ukaże się
młodsza kopia Brigitte — piękna i równie wspaniała.
—
Gdzie ta seksowna osiemnastka?
Mam tu dla niej małe co nieco... Sto lat, sto lat, czy jak to
leciało?! Brigitte, śpiewaj razem ze mną! — wołam, robiąc z
siebie kompletne pośmiewisko, ale nerwy odbierają mi rozum.
Słyszę
ich śmiechy, a czyjaś dłoń zatrzymuje mnie w miejscu. Ktoś coś
zapala, chyba pstryknęła zapalniczka... Raz, a później kolejny.
Oddycham płytko, ale jeszcze dość spokojnie. Męski głos każe mi
postawić tort na stoliku i tak też robię, a w sekundę później
dzieją się rzeczy, które dosłownie mnie oślepiają — trochę
niezdarnie opuszczam ciasto na drewniany blat w momencie, gdy race
umieszczone na czubku wybuchają, a między nimi i snopem
wypuszczanych iskier widzę kompletnie zdziwioną, ale jakże znajomą
twarz.
Romy.
Romy sprzątaczka? Nie. Romy siostra Brigitte.
Dopiero teraz dostrzegam podobieństwo...
***
—
Andreasie, pozwól, że
przedstawię ci moją ukochaną młodszą siostrę!
To
jedno zdanie całkowicie mnie dobija... Tylko nie wiem czemu! Czym ja
się przejmuję i dlaczego gapię się na brunetkę szeroko otwartymi
oczami? Wygląda inaczej... Widzę ją dokładnie, a mój mózg
rejestruje to, że pod sportowym dresem skrywała piękne ciało i
gładką, bladą skórę. Jej twarz... Nie, nie mogę na nią
patrzeć! Jej oczy są ciemnoniebieskie, ale jakby zimne... lodowate.
Czy to tylko dla mnie z jej spojrzenia wieje chłodem? Jest zła,
widzę to doskonale.
—
Romy, to Andreas.
Wiem,
że moja dłoń jest wilgotna od potu, ale nie mam innego wyjścia —
chwytam jej mniejszą i zimną, ściskając może nawet zbyt mocno.
Nie panuję nad nerwami, choć próbuję udawać opanowanego. Race
wciąż wystrzeliwują tysiące iskier, a ja nie mogę oderwać
wzroku od jej twarzy, ani puścić jej wolno. Zupełnie bez powodu...
Nie ma dla mnie Brigitte, nie ma innych ludzi. Wspomnienie dziewczyn,
które znałem wcześniej blednie i ulatuje w niepamięć, ponieważ
po raz pierwszy w życiu nie widzę w kobiecych oczach
zainteresowania moją osobą. Te są smutne i zimne, choć
niezaprzeczalnie jest w nich zdziwienie i coś jeszcze... nie mogę
tego nazwać.
Wyrywa
rękę z mojego uścisku i spuszcza wzrok, gdy ktoś inny łapie mnie
za ramię. Nie patrzę kto to, bo doskonale wiem — Brigitte, wciąż
tu jest. Całuje mnie w policzek i pyta czy jej siostra jest
słodka... Miałbym na nią milion innych określeń, ale nigdy nie
byłoby to "słodka"... Blondynka wskazuje na jej
zawstydzenie, ale ja tego nie widzę — ona się złości, a nie
wstydzi! Czy Brigitte jest ślepa, czy tak mało zna własną
siostrę, żeby te rumieńce zdobiące jej policzki uznać za objaw
wstydu?
Znów
zostajemy sami w naszej małej przestrzeni wzajemnej obserwacji, bo
Brigitte oddala się, by kroić tort. Tak sądzę. Stukają talerze,
goście — których wcześniej słyszałem, ale wcale nie zauważyłem
— zaczynają znów rozmawiać, a ja stoję tam i po prostu nie mogę
oderwać wzroku od tej dziewczyny, choć przecież nie jest zupełnie
w moim guście i sam nie wiem czego od niej chcę...
Moje
ciało wzdryga się automatycznie, gdy ona się do mnie nachyla.
Sposób, w jaki włosy muskają jej policzek i kącik pełnych ust
sprawia, że robi mi się gorąco. Oddech mam ciężki jak po biegu,
ale udaję, że wszystko jest ok.
—
Mogłeś przedstawić się
wcześniej — słyszę i reaguję na jej głos inaczej, niżbym tego
chciał. — Wiesz, na przykład, gdy podwiozłeś mnie pod dom.
Nie...
Zaciskam
dłonie w pięści, bo ona nic nie rozumie! Po co miałem się
przedstawiać, skoro mnie nie interesowała i nie miałem pojęcia,
że zaledwie dzień wcześniej poznałem jej siostrę! Po co miałem
to robić? Faceci się tak nie zachowują... Tylko, że teraz...
Gdybym poznał ją dziś, w innych okolicznościach — to jej
przedstawiłbym się jako pierwszy...
—
Nie wiedziałem! — syczę, a
w myślach układam jakiś zgrabny powód, którym się wytłumaczę.
Cholernie mnie do niej ciągnie i muszę to przyznać, gdy nachyla
się jeszcze bliżej, a ja mogę poczuć zapach jej skóry. O czym
miałem powiedzieć? No tak, nie przedstawiałem się z wiadomego
powodu... — Nie miałem pojęcia. Myślałem, że tylko tu
sprzątasz!
Wiem,
że te słowa wypowiedziane pod wpływem jej bliskości były błędem
już w sekundę później, gdy odsuwa się na odległość ramienia,
a w jej oczach coś się zapada i jakby gaśnie, rozbłyskając na
nowo w momencie, w którym wyprowadza cios tak mocny i trafny, że na
chwilę widzę wokół gwiazdki.
Wszystko
dzieje się tak szybko, że nie mam szans nawet zasłonić twarzy. To
boli, ale gorszy jest element zaskoczenia i furia widoczna na jej
twarzy, choć chwilę później wszystko — moje zdziwione
westchnienie, szmer głosów ludzi i podniesiony głos Brigitte —
tonie w okropnym wrzasku bólu, gdy Romy łapie się za nadgarstek, a
z jej oczu tryskają łzy.
***
Moje
drogie dziewczęta!
Muszę
Was przeprosić za to, że zwlekałam z udostępnieniem tego
rozdziału, ale powód był, i to spory. Nie chcę się tu nad tym
rozwodzić, bo na pewno Was to nie zainteresuje ;) Podchodziłam do
końcówki rozdziału kilkanaście razy i opisanie ich spotkania
oczami Wellingera sprawiło mi dużo kłopotów, ale zdołałam je
pokonać. Zmieniłam odrobinkę koncepcję opowiadania, bo wpadłam
na wspaniały pomysł skomplikowania fabuły jeszcze bardziej! Dziwię
się, że wcześniej tego nie wymyśliłam... Myślę, że się Wam
spodoba.
Chciałabym
też zaznaczyć, że możecie tu traktować naszego bohatera jako
odrobinę starszego, niż w rzeczywistości jest właściciel jego
danych — mój Welli ma lat dwadzieścia jeden i będzie stawał się
coraz większym skurwielem z rozdziału na rozdział ;) Zapomniałam
o tym wspomnieć na samym początku, jak i o tym, że będą
pojawiały się przekleństwa i czasem też sceny +18, choć nie
jakieś znowu drastyczne. Czytacie na własną odpowiedzialność i z
góry przepraszam, jeśli ktoś poczuje się urażony.
Mam
nadzieję, że taki rozwój wypadków przypadnie Wam do gustu.
Dziękuję za wszystkie opinie, pytania i ogólne zainteresowanie
opowiadaniem, bo się tego nie spodziewałam. Przepraszam za błędy i pozdrawiam serdecznie!
:*
Jak zwykle świetnie ! :) Wiem, że ciężko Ci się pisze z perspektywy mężczyzny, ale bardzo dobrze to się czyta. Warto trochę dłużej poczekać, bo efekty są świetne :)
OdpowiedzUsuńAndreas to cham, prostak, świnia, debil.. Jeszcze wiele niezbyt miłych określeń ciśnie się na usta, ale ten niewyżyty seksualnie idiota potrzebuje takiej prawdziwej miłości i mam nadzieję, że w końcu ją znajdzie. U boku Romy oczywiście ;) Śmiałam się z niego i jego przemyśleń. Ci faceci.. Tylko jedno im w głowie, ale widać, że Andi zaczyna już myśleć trochę inaczej i wiem, że uzupełnisz mu tę pustkę, którą czuje ;)
Aż się nie mogę doczekać jak Ty to jeszcze pokomplikujesz.. Coś Ty wymyśliła ?? ;)
Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział :) Życzę weny :* :)
M.
Herezji super rozdział! Jestes niesamowita masz talent, powtarzam to pod kazdym rozdziałem haha :p no ale naprawdę mega i długi a to mi sie bardzo podoba! Mam nadzieje ze kolejny rozdział pojawi sie jeszcze w wakacje? :) pozdrawiam ciepło w ta kapryśna pogodę!
OdpowiedzUsuńGe-nial-ny!
OdpowiedzUsuńOjej.
OdpowiedzUsuńJak ja kocham JEGO narrację. Boże, naprawdę, kocham.
Już kiedyś pisałam o tym, że uwielbiam wielowymiarowość tego chłopaka, prawda? W tym rozdziale ta wewnętrzna rozterka była jeszcze bardziej widoczna, a mi samej serce się krajało, gdy to czytałam. Może jestem nienormalna czy coś, prawdopodobnie. Nigdy nie będę mieć go za popieprzeńca, serio! Swoją drogą nie wiem czemu, ale sądzę, iż jest jeszcze bardziej zagubiony aniżeli Romy.
Ja bym napisała więcej, kochanie, niemniej dziś złamałam sobie palca i to u ręki prawej, więc w klawiaturę klepie mi się tak średnio, bo cały czas boli.
W każdym bądź razie jestem oczarowana, a Ty, skarbie jesteś absolutnie genialna.
Buziaki! :*
lubię tego skurwiela (aż wstyd się przyznać :D) i lubię to, że Romy go uderzyła, bo mu sie należało, a zresztą pokazała, że ma charakterek
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że opisujesz wydarzenia zarówno z perspektywy Romy, jak i również Andreasa. Fajnie wiedzieć, co siedzi w głowach obojgu i jak postrzegają nie tylko zaistniałą sytuację, ale również samych siebie.
OdpowiedzUsuńPoza tym, ja pierdolę, cycki już nie działają, oh Gott, Wellinga wygrał rozdział hahaha :D
Reasumując, jesteś niesamowita i genialnie piszesz ;*
Podoba mi się, że opisujesz wydarzenia zarówno z perspektywy Romy, jak i również Andreasa. Fajnie wiedzieć, co siedzi w głowach obojgu i jak postrzegają nie tylko zaistniałą sytuację, ale również samych siebie.
OdpowiedzUsuńPoza tym, ja pierdolę, cycki już nie działają, oh Gott, Wellinga wygrał rozdział hahaha :D
Reasumując, jesteś niesamowita i genialnie piszesz ;*
Uwielbiam to jak Andreas opisuje to co dzieje się w jego życiu i bardzo mi się podoba, że ukazujesz obie perspektywy, dzięki czemu wiemy w jaki sposób oni myślą o określonych wydarzeniach. Chociaż ich myśli to kompletne przeciwieństwa, no ale Andi nie ma bagażu doświadczeń takiego jak Romy.
OdpowiedzUsuńI w sumie cieszę się, że dostał w ryj, bo zasłużył za głupie gadanie. :D
Strasznie przepraszam, że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów, ale w końcu pojechałam na upragniony wakacyjny wyjazd i ograniczyłam się jedynie do samego czytania. Nie lubię już Wellingera, jego sposobu myślenia oraz charakteru. Większym dupkiem już nie można być, dlatego jestem niezmiernie zadowolona, że został upokorzony ciosem w policzek na oczach wszystkich gości. Należało się :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzytam kolejne Twoje opowiadanie i uważam, że jesteś świetna w tym co robisz. Twoje postaci są barwne, każda jest inna i posiada swój własny charakter i pewne cechy, które odróżniają ją od innych. Nie są bezbarwne i stworzone według stałego i nudnego schematu. Czekam na kolejne rozdziały i twoje opowiadania bo lubię przenosić się w świat Romy i Andreasa. Pozdrawiam i życzę przyjemności z pisania.
OdpowiedzUsuńEmilia :)
Świetny rozdział! ;d Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie. Piszę ten komentarz w pośpiechu więc powiem tylko, że z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! ;) Tylko nie każ nam czekać już tak długo...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco! :*
Jestem pod wrażeniem jak wspaniale potrafisz opisywać emocję tkwiące w człowieku.
OdpowiedzUsuńRozdział z perspektywy Andreasa wyszedł Ci naprawdę świetnie. Doskonale opisane siedzące w nim odczucia oraz perfekcja co do każdej sceny. Bez problemu wyobrażałam sobie wszystko co opisujesz, jakbym oglądała serial.
Nie mogę się doczekać, aż opublikujesz kolejną część. Jak zareagują ci wszyscy goście, gdy zobaczą co Romy zrobiła Wellingerowi? Ale jestem ciekawa! Również reakcji samego poszkodowanego.
Przesyłam buziaki i zapraszam do mnie! ;*
Więc od razu uprzedzam, że mój komentarz będzie chaotyczny, bo jeszcze dobrze nie ochłonęłam po rozdziale i jestem pod wielkim wrażeniem Twojego geniuszu. :)
OdpowiedzUsuń"— Postawisz mi drinka?
— A co, przewrócił ci się? " - Jak to możliwe, że Andreas nie miał ochoty na flircik. No zdziwiłam się bardzo, no bo to Andi Wellinger w końcu. xD
"Cycki przestały działać! Chyba jestem chory..." - Hahaha, leżę i nie wstaję. Najlepszy tekst tego rozdziału. :D Po prostu uwielbiam te przemyślenia Andreasa.
Kot ma mocną głowę? A on zawsze taki spokojny mi się wydawał. Cóż.. Polak Niemiec dwa bratanki - i do szabli, i do szklanki. :)
Nie każ tak długo czekać za następnym rozdziałem, bo nie mogę się doczekać, jak potoczy się akcja na przyjęciu.
Jeszcze bardziej skomplikowałaś fabułę? Wow, już się boję co też mogłaś wymyślić. :)
Pozdrawiam cieplutko. :* // Kat.
Ło Pani...
OdpowiedzUsuń"To bardzo śmieszny zbieg okoliczności, że moja najnowsza dziewczynka od stukania mieszka akurat w tym domu." - podziwiam za to, jak udało Ci się odciąć od Twojego stylu tworzenia postaci, obecnego w poprzednich opowiadaniach!
Nie wiem, co wymyśliłaś odnośnie fabuły - choć mam nadzieję, że się prędko dowiem - ale na tym etapie czytając to opowiadanie przechodzą mnie ciarki. Pewnie przez tak skrojonych bohaterów i to, jak potrafisz opisywać w 1 os. l. poj. - dla mnie to sztuka magiczna, niezgłębiona :D
Nawet nie wiem, jak skomentować Romy - ciężko mieć wobec niej jakiekolwiek negatywne odczucia, ale coś nie pozwala oceniać jej w stu procentach pozytywnie.
Słowem - dobra robota! Rzadko kiedy komuś udaje się stworzyć takiego bohatera - a w tym opowiadaniu prawie każdy nie jest czarno-biały.
Weny! :)
Świetny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńAndreas wiedzie naprawdę bujne życie towarzyskie. Romy chyba zaczęła być dla niego ważna, skoro nawet przy Brigitte nie może o niej zapomnieć. Bardzo podoba mi się akcja od momentu, gdy Andi i Bri idą z tortem na przyjęcie. Andreas taki zestresowany, bo już zaczął przeczuwać, że idzie na imprezę tej Romy, która zawładnęła jego rozum. I potem, gdy już się oboje zobaczyli i odbyli niezbyt miłą rozmowę.
W dalszym ciągu popieram zachowanie Romy, bo Wellinger sobie na to bez wątpienia zasłużył.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
K. ;)
Zdążyłam zwiedzić 3 kraje, zanim w końcu dodałaś rozdział, ale jednak jest!:D Jest wspaniały i napisany w naprawdę fantastyczny sposób.
OdpowiedzUsuńPod koniec rozdziału przypomniałam sobie, że w #5 napisałąś, iż Romy tworzy znaczna część Ciebie, co trochę mnie przeraziło (znając nieco zachowanie i samopoczucie Romy)..
W każdym bądź razie nie mogę doczekać się następnego rozdziału, ósemki, dwunastki, dwudziestki.. najchętniej przeczytałabym je wszystkie naraz:D
Ściskam mocno i życzę pomysłów (mimo iż widocznie Ci ich nie brakuje).
miś polarny:)
Rozdział świetny. Mam pytanie, niezbyt oryginalne i ,mam nadzieję, niedenerwujące: kiedy będzie nowy rozdział? :) Jestem strasznie ciekawa co dalej. DzB
OdpowiedzUsuńAndreas jest dla mnie tak potwornie sprzeczną postacią, że nie wiem czy mam mu współczuć za nieporadność uczuciową, czy też nienawidzić za przedmiotowe podejście do kobiet...
OdpowiedzUsuńZobaczymy czy Romy nic nie zmieni w zachowaniu mężczyzny :)
Hej! Bardzo dziękuję za komentarz u mnie i zostawienie linku :) Szczerze mówiąc już miałam wcześniej zabrać się za czytanie Twoich opowiadań, ale długość mnie trochę przerażała i bałam się, że nie ogarnę wszystkich spraw. Rzeczywistość okazała się inna. Bardzo lekko i przyjemnie czytało mi się ten rozdział, podziwiam za długość!
OdpowiedzUsuńFabuła mega mnie zdziwiła. Czytam tutaj o Wellingerze, który jest całkowitym przeciwieństwem moich wyobrażeń o nim :D Wielki plus, że nie robisz z niego "zakochanego po uszy nastolatka", bo tyle tego jest w internecie, że aż mi niedobrze.
Bardzo zaintrygowała mnie postać Romy, która nie oparła się urokowi Andreasa. Ciekawa jestem co z tego wyniknie. Świetny opis jego uczuć! Podziwiam za pisanie w roli Andresa i to jeszcze w czasie teraźniejszym, na prawdę robi to duże wrażenie :)
pozdrawiam i oczywiście będę śledzić na bieżąco :*
Powiem Ci , że nadal nie mogę wyjść z podziwu jak potrafisz to wszystko pięknie opisać... Czytałam jak zafascynowana mijając kolejno każde zdanie... Opis emocji i odczuć bohaterów jest niesamowicie dojrzały i przejrzysty , a fabuła niezwykle interesująca... Ciekawe co wymyślisz dalej :)
OdpowiedzUsuńCzekam zniecierpliwiona.
----
Serdecznie zapraszam na http://wiaze-z-toba-codziennosc.blogspot.com/ , gdzie pojawiła się kolejna odsłona. Będzie Nam bardzo miło jak zajrzysz i zostawisz po sobie ślad.
Ann.
Przepraszam, że jestem dopiero teraz, ale ja ostatnio za nic nie mogę się wziąć. Ale stwierdziłam, że skoro i tak nic pożytecznego nie robię to chociaż nadrobię zaległości. I oto jestem :D Chociaż rozdział przeczytałam zaraz po dodaniu to nie miałam weny na jakiś sensowny komentarz. Nie obiecuję, że ten taki będzie, ale warto spróbować :D
OdpowiedzUsuńAleż ten Andi jest perwersyjny, no ja nie mogę! Można by rzecz, że nic nie robi sobie z uczuć. Po prostu ot tak zalicza kolejne laski, używa prostych słów, by je zdobyć, potem je zostawia i tak w kółko...Teraz jego zdobyczą jest Bri, ale jak zdołałam wywnioskować- nie na długo. Jak on to zgrabnie ujął...'przeleci' ją jeszcze parę razy i do widzenia- można by powiedzieć. Ale jednak tak łatwo się nie uwolni od jej rodziny, bo już się dowiedział, że Romy jest jej siostrą. A on myślał, że tylko sprzątaczką i w jego mniemaniu nie bardzo urodziwą. Mimo wszystko pojawiała się w jego głowie nazbyt często. I przez chwilę nie wstydził się myśleć o niej w 'taki sposób'. No cóż- faceci czasami myślą tylko jedną częścią ciała i w przypadku Andiego sprawdza się to doskonale. Oby to go tylko nie zgubiło.
No i tak...Odeszłam na chwilę od laptopa i straciłam wątek :D
I chyba już go nie odzyskam.
Wcale się nie dziwię Romy, że strzeliła go w pysk- należało mu się jak mało komu. Nie musiał od razu gadać na głos o swoich domysłach, mógł poczekać i nic nie mówić, no ale...Czego ja od niego wymagam? :D
Jestem przekonana, że w następnym emocji nie zabraknie :)
Buziaki :*
Zapraszam na nową odsłonę na http://wiaze-z-toba-codziennosc.blogspot.com/ , będzie Nam bardzo miło jak zajrzysz i zostawisz po sobie ślad.
OdpowiedzUsuńAnn.