wtorek, 1 kwietnia 2014

PROLOG


Ten świat jest zepsuty.
Ten świat jest zły.
Wyciąga pazury.
Ostrzy kły...


***

 

Drewniane stopnie trzeszczą cicho, odrobinę złowrogo, gdy powoli pniesz się w górę schodów, a przed tobą majaczy w oddali jasny prostokąt otwartych drzwi. Robisz małe kroki, niepewne i chwiejesz się lekko, czując w sercu nerwowy ucisk. Otacza cię ciemność, dłonie marzną — trochę przez temperaturę powietrza, a trochę przez towarzyszący ci nieustannie strach przed nieznanym. Idziesz dalej.
Odgłosy dobiegające z głębi korytarza są niewyraźne, więc wytężasz słuch i wysuwasz głowę do przodu, by lepiej je rozróżniać. Marszczysz brwi w skupieniu, próbując nie przeoczyć żadnego, nawet najlżejszego dźwięku. Ktoś skomle cicho, głosem bliższym zwierzęciu, a nie człowiekowi, lecz ty wiesz, że ta płacząca istota jest ci podobna. Idziesz dalej.
Jesteś tam, na górze i zostawiasz za sobą ciemny ciąg schodów. Śledzisz uważnym wzrokiem skąpane w nikłym blasku światła słonecznego ściany, ramy obrazów, masywne rzeźby autorstwa dawno zapomnianych artystów. Bierzesz głęboki wdech. Co czujesz? W powietrzu falują drobinki kurzu, a wraz z nimi unosi się tam dziwny zapach, nie nieprzyjemny, ale... niepokojący. Tak, to pachnie tajemnicą, a takie domy jak ten, mają ich wiele. Docierasz do kolejnych drzwi, lecz nie zatrzymujesz się, by tylko spojrzeć. Idziesz dalej.
Łazienka jest przestronna i jasna, tonie w czystości błyszczących kafelków, których biel odbija się w lustrzanej tafli rozciągającej się wzdłuż ściany. Wszystko wygląda na cenne i zadbane, jakby wystawione jedynie po to, by cieszyć oczy. Jest tam coś jeszcze... Idziesz dalej.
Przystajesz nagle, w całkowitej ciszy, schowana za rogiem, bo oto znalazłaś źródło cichego szlochu — dziewczynka jest mała, ma najwyżej sześć lat i klęczy przy kamiennym brodziku, opierając ciężar ciała na pulchnych dłoniach. Włosy opadają jej na twarz jasną kaskadą, zbyt idealną i wystylizowaną jak na dziecięcą fryzurę. Nad nią stoi matka — wysoka, niezwykle szczupła i odziana w czerń. Obie są bardzo podobne, różni je jedynie to, co zawsze odróżnia matkę od córki — wiek ciała.
Mamusiu, ja nie chcę znów wymiotować! — skarży się dziecko, patrząc na kobietę dużymi, nadzwyczaj rozumnymi oczami. Jest coś w jej wzroku... coś niedorzecznego w tak wczesnym wieku... życiowe doświadczenie. Te oczy wiele już widziały. Sporo wylały łez.
Zrobisz to, co ci kazałam, ty paskudna grzesznico — syczy dama w czerni, nachylając się w stronę córki. — Jak śmiałaś mi zrobić coś takiego? Słucham! Jak śmiałaś?!
Głos ma wysoki, histeryczny. Mierzy dziecko rozbieganym wzrokiem, nieznoszącym sprzeciwu. Ręce jej się trzęsą, jest bliska wybuchu i jedynie nieświadomie, drobnymi okruchami dobrej woli hamuje się przed ostatecznością.
Zjadłam tylko jednego, przysięgam... — cichutki głosik ginie w szlochu i mała znów zanosi się płaczem, przerażona konfrontacją z matką.
Widzisz to wszystko — dziecięce łzy, okrągłe piąstki, wciąż jeszcze lepkie od lukrowanych łakoci, którymi dotyka zrozpaczonej twarzyczki, usiłując ochronić się jakoś przed karą oraz cień padający na jej ciało, gdy kobieta w czerni góruje nad nią, niczym wielki, chudy stwór z koszmaru.
Tyle... razy... mówiłam, że nie wolno... jeść słodyczy! — warczy, nachylając się jeszcze bliżej. — Musisz być lekka jak piórko, żeby jeździć na łyżwach tak, jak ja kiedyś. Powinnaś ważyć tyle, co nic, a jak jest naprawdę?! Spójrz na siebie i to swoje grzeszne, tłuste ciało! Nigdy nie będziesz idealna, jeśli poddasz się błahym słabostkom, zapamiętaj moje słowa!
Obserwujesz małą, gdy z uczuciem żalu i niezrozumienia na okrągłej buzi spogląda na matkę, a ta jest nieustępliwa. Wytacza cięższe działa, stawiając za przykład siostrę, nieobecną ze względu na odbywany trening. Jest starsza tylko o trzy lata, ale to już prawie gwiazda.
Za każdym razem, gdy kusić cię będą te przeklęte słodycze, pomyśl o swojej siostrze i przywołaj obraz jej perfekcji i geniuszu. Chcesz być zawsze tą drugą i gorszą? Nie po to cię urodziłam, tracąc czas i figurę na całe miesiące. Zrób wszystko, by mi to jakoś wynagrodzić.
Patrzysz na tą scenę rodem ze złego snu i również płaczesz, bo wiesz, że to ty jesteś tym dzieckiem. To ciebie skusiły małe przyjemności, których powinnaś się była wyrzec! Wstydzisz się? Brzydzisz samą sobą? Bardzo dobrze, zasłużyłaś na to...
Chcesz wiedzieć co było dalej? Czytaj więc... ale wystrzegaj się pokusy, bo ta ma zęby ostre jak brzytwa i pazury, co raz wbite w twe słabe, skore do grzechu ciało, nigdy już nie puszczą! Nigdy!

Dla K.