czwartek, 7 sierpnia 2014

#5

 I dlatego, że przekroczyłeś domu mego progi,
 serca podwójnie bronić będę...

Romy
  ***

 
Chyba nie zamierzasz tego zjeść, prawda Romy? — Zimny, cienki głos przecina spokój poranka i wzdrygam się nieznacznie, bo nie miałam pojęcia, że jestem obserwowana.
Moja wyciągnięta ręka zamiera tuż nad stołem, gdy z niechęcią odrywam wzrok od czekoladowej babeczki, o której marzyłam przez ostatni kwadrans. Spojrzenie matki jest na pozór obojętne, tak samo ton głosu, ale wiem, że w tych słowach kryło się ostrzeżenie. Cofam więc lekko drżącą dłoń i sięgam po mrożony kieliszek z wodą mineralną, chwilowo ochładzając spłonioną nagłym wstydem twarz. Nikt nie zwrócił na to uwagi, choć nie jesteśmy w jadalni same — obok mnie siedzi Brigitte, wyprostowana i idealna pod każdym względem, mimo tego, że dopiero niedawno wstała z łóżka. Z godnością popija chłodny sok pomarańczowy, od którego zawsze zaczyna swój dzień. Łapie moje spojrzenie i uśmiecha się uprzejmie, trochę zdziwiona, jakbym wyrwała ją właśnie z głębokiego zamyślenia. Wygląda na rozkojarzoną i ciekawi mnie dlaczego tak jest. Odwzajemniam uśmiech i odwracam wzrok. Ojciec czyta gazetę i nawet, gdyby słyszał wcześniejsze słowa matki, to nie mam prawa liczyć, że zareaguje. On po prostu woli się nie wtrącać... Bywa w domu niezwykle rzadko i dziś właśnie jest jeden z tych nielicznych dni, gdy jesteśmy wszyscy razem. Czuję, że coś wisi w powietrzu — jak zwykle przy okazji rodzinnego spotkania.
Podasz mi chleb, Romy? — pyta Christina, obecna żona mojego ojca, wskazując na koszyk pełen świeżego, razowego pieczywa. Robię to bez wahania, ponieważ ją lubię i dlatego, że jest w zaawansowanej ciąży. Mruga do mnie okiem i wiem, że mi współczuje. Muffina nadal leży na talerzu, nietknięta, i tak już zostanie, bo w naszym domu nie jada się słodyczy bez konkretnej okazji. Ciastko zostało postawione na środku stołu, by ćwiczyć moją samokontrolę, która — jak widać — wciąż nie jest wystarczająco silna.
— Od kiedy to znów jadasz chleb? — cedzi moja matka, nie kryjąc ironii w głosie. Celuje oczywiście w restrykcyjną dietę Christiny, której ta wcześniej musiała przestrzegać, bo z natury nie jest najszczuplejszą kobietą.
— Jadam chleb dokładnie od tego momentu, w którym zapłodnił mnie twój były mąż, bo mogę — pada spokojna odpowiedź i muszę wbić wzrok w swój pusty talerz, bo wielka potrzeba głośnego śmiechu wzbiera we mnie potężną falą, trudną do zatrzymania.
Czuję, że noga Brigitte drga nerwowo, podobnie jak kącik moich ust. Ojciec chrząka znacząco, ale po raz kolejny nie reaguje. Christina podniosła z godnością rzuconą jej rękawicę i w spokoju zajada się chlebem, a chrupiąca skórka pęka w jej ustach, jakby składając rywalce wyzwanie. Opanowałam się na tyle, że mogę już spokojnie spojrzeć przed siebie — moja matka, Andrea, wygląda na niewzruszoną, choć jej oczy prawie iskrzą i gdyby mogła zabijać wzrokiem, to Christina już dawno leżałaby pod stołem.
Przewracam oczami dyskretnie i zaczynam obmyślać powód, dla którego mogłabym się wymknąć. Brak treningu sprawia, że czuję się poddenerwowana, choć nic nie mogę poradzić na to, że Eryk właśnie dziś postanowił dać mi wolne. Jest jeszcze jeden powód, przez który mam sensacje żołądkowe na samą tylko myśl — chłopak z czerwonego auta... Co teraz robi? Gdzie mieszka? Dokąd się udał, gdy zniknęłam za bramą i straciłam go z oczu? To mnie dołuje i postanawiam stłumić w sobie tą dziwną tęsknotę, a raczej chęć, by go odnaleźć i poznać bliżej. Było w nim coś takiego, co działało na mnie jak światło na ćmy — dosłownie ciągnęło z całych sił. Okazał mi zainteresowanie, a to wystarczyło, bym zaczęła o nim marzyć. Takiej jak ja nie potrzeba dużo... Boli mnie to, że już nigdy go nie zobaczę.
Przytomnieję tak nagle, że prawie spadam z krzesła. Spoglądam w dół, by przeczekać zawrót głowy i mrugam bardzo szybko. Mam dość, nawet tego papierowego jedzenia. Wiem, że matka tylko czeka, by zacząć wykład na temat zdrowego odżywiania i naszej kompletnej niewiedzy, a nawet ignorancji. Jeśli tak się stanie, ja zwymiotuję na stół.
Nigdy nie traktowałam tej sytuacji jako dziwnej — to, że mieszkam pod jednym dachem z ojcem-playboyem, jego ciężarną partnerką i wiecznie pijaną matką, wydaje mi się całkiem normalne, bo zdążyłam już do tego przywyknąć. Jak to mówią — kto bogatemu zabroni? Gdybym potrafiła ich kochać, to może zależałoby mi na normalnych układach we własnym domu... Gdybym w ogóle potrafiła kochać.
Nie mamy dla siebie ciepłych uczuć, nawet ja i Bri. Nie nauczono nas tego, co w innych rodzinach jest świętością — umiejętności rozmawiania ze sobą i dzielenia się radością lub problemami. Gdy na nią patrzę, widzę jedynie podobiznę moich rysów twarzy, obleczoną w piękniejszą skórę i przyozdobioną lepszymi włosami. Czuję jakaś więź, ale być może jest to jedynie przyzwyczajenie? Nie kocham mojej siostry, choć chciałabym, bo wiem, że jest dobra i na to zasługuje. Szanuję ją, ale nic więcej. Wygląda na zadowoloną z życia i radosną — zastanawiam się, czy powodem tego jest sukces na lodzie, czy może koleś, z którym wyszła zeszłego wieczora. Przyjechał po nią zaraz po zmroku i mignęła mi jedynie przed oczami, otoczona aurą tajemniczości i drogich perfum. Nie doczekałam jej powrotu, zasypiając tuż przed drugą w nocy. Musieli dobrze się razem bawić...
— Pójdę już — stwierdzam, ukrywając to, jak bardzo trzęsą mi się dłonie, gdy odkładam serwetkę na stół. — Było pyszne, dziękuję.
Uciekam, zanim ktoś zdołałby mnie powstrzymać. Panuje tu taka niepisana reguła, że pierwszy od stołu wstaje ojciec, a ja właśnie po raz kolejny ją złamałam. Wiem, co nadchodzi. Czuję to nawet w koniuszkach palców u stóp. Pulsuję cała, bo moje serce wybija niezdrowy rytm dyktowany nieuzasadnionym strachem. Dłonie wilgotnieją, wzrok się wyostrza, oddech spłyca. Panika. Otwieram drzwi swojego pokoju i natychmiast zatrzaskuję je na siedem spustów. Muszę być sama, muszę się ukryć! Kątem oka widzę ciemne plamy pełzające po ścianach, ale gdy tam patrzę, one znikają, by pojawiać się znów i znów. To błędne koło — tłumaczę sobie. — Nic tam nie ma, one nie istnieją.
Czuję się jak zwierzę w małej, ciasnej klatce...
Tabletki trzymam w szafce przy łóżku i wiem, że tam właśnie je znajdę — całą szufladę kolorowych pastylek, które swoją niewinną postacią przypominają owocowe gumy do żucia, ale nimi nie są. Biorę dwie i szybko połykam. Jedna z nich staje mi w gardle, bo jestem bardzo spięta. Krztuszę się, palcami obejmując gardło. Przełykam kilka razy i jest po wszystkim, a to nie pierwszy już raz, gdy duszę się z własnej winy. Nienawidzę tego! Muszę się położyć, albo nie — lepiej stać, gdybym musiała uciekać. Tylko przed czym tym razem? Coś mi się stanie, wiem to doskonale... Ciekawe, czy ktoś będzie po mnie płakał? 
Siadam na łóżku, a moje stopy podrygują nerwowo, kolana mi skaczą. Nie panuję już nad tym, atak jest wyjątkowo silny. Czuję jak mięśnie zaciskają się pod skórą i brzydzę się tym. Skurcz wykręca mi palce u lewej nogi i tracę równowagę, chwytając ściśnięte miejsce. Puść! Puść, no! Proszę... puść! Zęby zaciskam tak mocno, że to aż boli, a w oczach stają mi znienawidzone łzy. Jestem słaba, taka słaba.
Oddychaj... Oddychaj... Musisz oddychać...
Leżę na podłodze z nogą podkurczoną przy brzuchu i wyję niemo, zalewając się łzami. Bez powodu. Gdybym tylko wyobraziła sobie, że moje mięśnie to galaretka i właśnie się rozpływają... o, tak... Skupiam się ostatkiem sił i woli, a po chwili skurcz ustępuje. Czuję jedynie lekkie mrowienie w stopie i mogę się wyprostować, a chwilę później wstaję. Niepokój jednak wciąż jest wokół mnie, we mnie i cały mnie pochłania. Muszę to rozchodzić — spaceruję więc, licząc kroki. Tabletki zaczynają działać, bo robię się senna. Tym razem dostałam mocniejsze i odnotowuję sobie w biegnących szaleńczo myślach, by podziękować lekarzowi przy następnej wizycie za ten mały objaw litości.
Doskonale czuję, w którym momencie atak mnie opuszcza — z sekundy na sekundę robię się bardzo słaba i coś, jakby ciepła woda, spływa mi po kręgosłupie, od głowy, aż po same lędźwie. Wzdrygam się na to uczucie i wracam do normalnej świadomości. Moje dłonie są blade, poznaczone niebieskimi żyłami i omdlewające, a nogi drżą jak wymarzona wcześniej galaretka. Chyba nawet nie mam w nich kości. Jestem zlana zimnym potem i wykończona do granic. Wlokę się na łóżko i padam na nie na wznak, prawie natychmiast zasypiając. Kolejny raz na mojej długiej liście... Kolejny raz, gdy przetrwałam i nie poddałam się, całkiem sama...
Nie jestem wariatką. 
Jestem tylko bardzo samotna w pojedynku z własną głową.

***

Wieczorem każą mi się ubrać w sukienkę. Jest biała, słodka i... zupełnie mi się nie podoba. Patrzę otumaniona na stojącą przede mną matkę, która właśnie obudziła mnie głośnym łomotaniem do drzwi i wyrwała z łóżka. Za oknem wciąż świeci słońce, ale wiem, że jest późno, bo boli mnie głowa, a to znak, że przespałam cały dzień.
— Wykąp się i doprowadź do normalnego stanu, a później włóż to — mówi, podając mi małą, białą kieckę, gładką i zimną w dotyku. Na odchodnym odwraca się jeszcze i dodaje: — Makijaż też byłby całkiem na miejscu, bo na własnym przyjęciu urodzinowym wypada przynajmniej znośnie się prezentować.
Czyli nie zapomnieli... Rzucam ten kawałek pięknego materiału na łóżko i krążę nerwowo po pokoju. Moje urodziny, osiemnaste. To dlatego Brigitte tak nagle wróciła! Byłam przekonana, że nikt nie będzie o tym pamiętał, a jednak. Coś dziwnego, jakaś ekscytacja, kiełkuje w moim brzuchu. Przyjęcie! Moje własne! To prawie tak, jakbym znów była dzieckiem i na ten jeden dzień w roku mogła nim być. Tak bywało w przeszłości — na czas urodzin wszyscy byli dla mnie mili, a matka odpuszczała mi trening i nie krzyczała. Tak, jak dziś.
Rozbieram się powoli przed białym, wielkim lustrem i obserwuję krytycznym okiem każdy skrawek skóry, każdą wklęsłość i wypukłość mojego ciała. Dotykam ich palcami, są przyjemne w dotyku i to napełnia mnie dziwną euforią, ale natychmiast przywołuję się do porządku.
— Jesteś brzydka — głos wychodzi z mojego gardła, a lustrzane odbicie wysokiej brunetki porusza różowymi ustami, które wykrzywiają się z pogardą. Podnoszę rękę, celuje we mnie wskazujący palec, dokładnie między piersiami. — Powinnaś się wstydzić!
Jestem zupełnie naga i płaczę. Bardzo długo płaczę, a gdy wreszcie za oknem zapada zmierzch i okrywa drżące ciało chłodnym cieniem, odrywam wzrok od własnego znienawidzonego odbicia i udaję się do łazienki. Nalewam do wanny wrzątku, który wściekle paruje i stoję nad nią, zastanawiając się, czy ulżyłabym sobie, gdybym właśnie teraz zanurzyła się w wodzie. Oczami wyobraźni widzę czerwoną, poparzoną skórę i przez chwile wydaje mi się, że to byłoby jak ukojenie — sprawić sobie taki właśnie ból. Wkładam tam prawą rękę, tylko na chwilę i wrażenie jest porażające! Natychmiast oblewam palce zimną wodą i zaciskam zęby. Boli! Naprawdę boli! Pod skórą odzywa się tępe pulsowanie i mam wrażenie, że moja dłoń zaraz wybuchnie. Co też przyszło mi do głowy wcześniej, gdy rozważałam wejście do środka? 
Gdy ochładzam ukrop wystarczającą ilością zimnej wody, mogę wreszcie zanurzyć się w pianie aż po samą brodę. Próbuję się zrelaksować i nie dopuszczać do siebie głupich myśli, typu utopienie się i co by było, gdyby matka znalazła mnie nieżywą w wannie. To okropne i czasami boję się sama siebie. Trwam tak przez jakiś czas, zawieszona między snem a jawą, później wycieram się szybko i myję zęby, po wszystkim zaś uciekam z zaparowanej łazienki i usiłuję się streszczać.
Potrafię się malować, i to całkiem dobrze, więc makijaż to pestka, nawet zakrycie podkładem blednącego siniaka pod okiem. Moje wytuszowane rzęsy są długie i bardzo ciemne, a przez to oczy wydają się jeszcze większe, niż są w rzeczywistości. Łuki brwi mam wyraźne, dlatego nie muszę ich dorysowywać, tak jak Brigitte. Jasne odrosty na głowie zaczynają być widoczne, ale ciemny brąz wciąż dominuje i wiem, że zafarbuję je na ten kolor po raz kolejny, a potem znów i znów, byleby tylko odciąć się od wyglądu z dzieciństwa...
Najwięcej czasu zajmuje mi decyzja o ubraniu białej sukienki. To jedna z tych, co przypominają kostium baletnicy i pasują jedynie na wysokie, szczupłe dziewczyny — takie jak ja w tym momencie. Co z tego, że taka właśnie jestem, skoro nie czuję się sobą? Nie czuję się dobrze... Dotykam wąskiej talii i płaskiego brzucha, a widzę dziecięcy tłuszczyk. Przesuwam palcami po policzkach i wiem, że są okrągłe, wciąż pucułowate. To mnie dobija... Nie jestem też płaska jak modelki, a moje biodra wydają się szerokie, choć zależy jakby na to patrzeć. Chyba zwariuję! No i ten biały kolor... Jestem niemal pewna, że matka wybrała taką specjalnie — nosiłam podobną na treningi, gdy byłam mała i ta biel wspaniale zlewała się z kolorem lodowiska, szczególnie zaś, gdy na nim leżałam po niezliczonych upadkach...
Zaciskam zęby i wciągam ją przez głowę. Jest ciasna, i taka ma być. Cierp, ale wciśnij się w rozmiar zero! Ciekawe jak, przy takim wzroście? To tylko niewiele ponad metr siedemdziesiąt, a czuję się jak olbrzymka, choć Bri jest jeszcze wyższa i to akceptuje. Walczę z materiałem, usiłując nie dotykać twarzy, bo podkład nie wybacza takich błędów, szczególnie w zetknięciu z białym materiałem.
Patrzę w lustro, teraz już kompletnie ubrana. Rozpuszczam nieco wilgotne włosy i przeczesuję je palcami, nieświadomie zagryzając wargę. Mogę tam zejść, nie wstydząc się swojego wyglądu. Mogę to zrobić! Moje uda są szczupłe, nawet w tej sukience. Skóra na kolanach już nie skrywa wałków tłuszczu, jest dobrze naciągnięta. Sprawdzam to, i tak właśnie jest. Obojczyki są widoczne i wystają. Muszę sprawdzić podbródek... Wszystko jest tak jak powinno. Jestem normalna!
Po schodach schodzę powoli, uspokajając bijące bardzo mocno serce. Nie, to nie atak. To tylko stres. Słyszę głośne rozmowy, śmiechy i odgłosy szkła obijającego się o siebie. Pokonuję kolejne stopnie w dół, wychodząc z ciemności do światła — widzę je niżej i stopniowo ciepły blask otula mnie całą, gdy pozostaje mi już tylko ostatnia prosta. Salon jest pełen ludzi i jedno spojrzenie pozwala mi stwierdzić, że większość z nich dobrze znam. Wszyscy są ekscentryczni, zblazowani i udają zadowolonych ze spotkania, choć to przecież tylko kolejna okazja do upicia się drogą wódką i szampanem, dzień jak co dzień. 
Stąpam ostrożnie i jestem już na dole, gdy zauważa mnie mój ojciec. Kiwa głową, bym podeszła, więc tak właśnie robię. Onieśmielenie zabiera mi dech. Jest ktoś nowy... 
— Nasza jubilatka — zapowiada mnie i podnoszę wzrok, przygarnięta jego muskularnym ramieniem. — Gorąca osiemnastka.
Śmieje się rubasznie, więc coś już wypił. Obok nieodmiennie stacjonuje jego satelita, Christina. Wyglądają pięknie, o wiele młodziej, niż powinni, bo oboje są już grubo po czterdziestce. Towarzyszą im ludzie, których nie znam i wcale nie chcę poznać, ale nie mam innego wyjścia. Ojciec puszcza mnie, gdy jest już po wszystkim i mogę przejść dalej. To jego partnerzy biznesowi, Austriacy. Mają syna w moim wieku i wyrazili chęć, bym przy następnej okazji go poznała. No, chyba nie...
— Napij się, bo wyglądasz jak przerażona gęś. — Matka chwyta mnie pod łokieć i wciska do ręki kieliszek szampana. Sama pachnie jedynie perfumami, co niezmiernie mnie dziwi, bo zazwyczaj o tej porze jest już przynajmniej po jednej lampce wina. Czyżby abstynencja? 
Patrzę na nią, gdy piję. Jest piękna i żadne pokłady nienawiści, które w sobie kryję, nie mogą temu zaprzeczyć. Ma regularne rysy twarzy, mały nos i skórę gładszą, niż moja. Jej oczy są przenikliwe i zimne, ale mężczyznom mogą się podobać. Oczy kota. 
— Alkohol jest bardziej kaloryczny, niż to ciastko, którego mi dziś zabroniłaś — mamroczę cicho pod nosem, maczając usta w gazowanym płynie. Bąbelki pękają pękają tuż przy mojej twarzy.
— Zamilcz — słyszę i zimne palce wciskają się w moją wrażliwą skórę w zagłębieniu łokcia. Mrużę oczy, pijąc posłusznie.
Kręci mi się w głowie, ale tylko trochę. Kieliszek odstawiłam już dawno, a teraz kręcę się po salonie, od gościa do gościa i rozmawiam z każdym z osobna, wdzięcząc się jak idotka. Czegoś mi brakuje, ale nie wiem dokładnie czego. Kogoś jeszcze nie widziałam, a powinien tu być. Skupiam myśli, opierając się o ścianę. Brigitte!
— Gdzie jest Bri? — pytam Christiny, bo tylko ona jest trzeźwa w tym towarzystwie. — Nigdzie nie mogę jej znaleźć.
Nachyla się blisko, widząc mój niepokój. Ciepłą dłonią obejmuje mój nadgarstek i to jest to, do czego nie jestem przyzwyczajona — delikatność. Przez chwilę czuję w sercu impuls jakiegoś dobrego uczucia, ale szybko znika.
— Przyjedzie z tortem i niespodzianką — mówi na tyle głośno, bym mogła ją usłyszeć. Żadnego krzyku, żadnej ironii. — Lada chwila tu będzie.
Unoszę brwi, przetrawiając tą informację. Pojechała po tort? Dziwę się, że miała na to ochotę, skoro do naszej dyspozycji jest kucharz, który przecież gotuje nam obiady. To jego rola. Moja siostra zrobi to dla mnie?
Słyszę jakieś zamieszanie w holu, a po chwili widzę już jej jasną głowę, gdy idąc, góruje nad większością ludzi — musi mieć na nogach niebotycznie wysokie obcasy, i tak właśnie jest. Oglądam to wszystko jak na zwolnionym filmie, bo po atakach zawsze jestem lekko otumaniona, a w dodatku wpłynął na mnie wypity szampan. Jej mina mnie martwi — niby się uśmiecha, a jednak w jej oczach czai się coś dziwnego... Niepokój? Złość?
Znajomi podziwiają ją i jej perfekcję, gdy podchodzi bliżej i bierze mnie w ramiona. Jestem sztywna i czuję się głupio, ale odwzajemniam uścisk. Rzeczywiście jest wysoka w tych butach! Ja też powinnam założyć szpilki... — myślę, ale w tym momencie moją uwagę odwraca gigantyczny tort, który... idzie na długich, niewątpliwie męskich nogach. Puszczam siostrę, by lepiej się przyjrzeć temu zjawisku. Czyli to prawda — ona ma jakiegoś faceta. To nie może być nikt inny, skoro wszyscy zainteresowani są właśnie tutaj. Zaraz go poznam, faceta mojej siostry. To pierwszy, którego zaprosiła do domu, a jest już w takim wieku, że to może być coś poważnego...
Ludzie zaczynają się śmiać i gwizdać, a mnie nagle wpada do głowy Eryk, choć nadzieja natychmiast pryska, gdy zza tortu słyszę wreszcie głos niosącego. To nie jest mój trener, którego tak chciałabym zobaczyć. Wzdrygam się i niewyraźny uśmiech znika z mojej twarzy, bo coś jest nie tak, choć jeszcze nie wiem co...
— Gdzie ta seksowna osiemnastka? Mam tu dla niej małe co nieco... Sto lat, sto lat, czy jak to leciało?! Brigitte, śpiewaj razem ze mną!
Tort ląduje na przysuniętym przez ojca stoliku, wszyscy wstrzymują oddechy w radosnym oczekiwaniu na moją reakcję, gdy niepostrzeżenie wystrzeliwują kolorowe race wciśnięte w ciasto, a pomiędzy nimi ukazuje mi szeroko uśmiechnięta twarz blondyna, którego miałam już nigdy nie spotkać. Moje serce zamiera, a jego oczy otwierają się szeroko. Bardzo szeroko...
— Andreasie, pozwól, że przedstawię ci moją ukochaną młodszą siostrę! — szczebiota Brigitte, na powrót mnie obejmując. Ciągnie mnie w jego stronę, a ja całkowicie nieświadomie zapieram się nogami o podłogę. — Romy, to Andreas. 
Wyciąga rękę i nie spuszcza ze mnie wzroku. Jego źrenice są wielkie i czarne jak noc, widzę w nich swoje przerażone odbicie. Race wciąż wystrzeliwują tysiące małych iskierek, całkiem podobnych do tych, które przechodzą moją skórę, gdy podaję mu dłoń. Drgnął, poczułam to doskonale! Skacze mu kącik ust, a mięsień w szczęce porusza się pod skórą. To takie... pociągające. Moje wnętrzności zaciskają się w skurczu, ale jakże innym, niż te, do których się przyzwyczaiłam. Ten jest długi, intensywnie przyjemny. Nasze dłonie pocą się w uścisku zbyt silnym, by był on tylko zwykłym przywitaniem... Co on tu robi?! Dlaczego znów stoi i patrzy? Patrzy, jakby rzeczywiście wisiała nad nami jakaś odległa katastrofa...
Pierwsza przerywam kontakt i spoglądam na tort, który przestał migotać, gdy zgasły race. Wtedy to do mnie dociera — to jest właśnie facet mojej siostry. O, ironio... Za jakie grzechy? Podnoszę wzrok i oddech znów zamiera mi w gardle... Jej wypielęgnowana dłoń na jego ramieniu świadczy więcej, niż tysiąc słów.
— Słodka jest, prawda? — chichota Brigitte, składając na jego policzku szybki pocałunek, a on wciąż nie odrywa ode mnie wzroku, jakby zatrzymał mu się czas. — Moja mała siostrzyczka, taka zawstydzona.
Odchodzi i słyszę, że wytrzasnęła skądś nóż. Będzie kroiła mój tort, a ja wciąż gapię się na jej nowego chłopaka. Stukają talerze, nikt niczego nie zauważył. Wszyscy rozmawiają normalnie, jakby obeszło ich to trzęsienie ziemi, które wstrząsnęło przed chwilą moją osobą.
— Mogłeś przedstawić się wcześniej — mówię w nagłym przypływie odwagi. — Wiesz, na przykład, gdy podwiozłeś mnie pod dom. Nie...
— Nie wiedziałem! — przerywa mi z naciskiem, marszcząc czoło. Nieświadomie przysuwam się bliżej, a ściśnięte na plecach dłonie drżą mi jak jeszcze nigdy dotąd, podczas gdy on wypowiada słowa, których sens dociera do mnie dopiero po chwili i dosłownie torpeduje mój mózg. — Nie miałem pojęcia. Myślałem, że tylko tu sprzątasz!
Nie wiem jakie nieznane siły kierują mną później — może jest to urażona, kobieca duma, skutek uboczny szampana wypitego po tabletkach lub wina szalejących hormonów — gdy bezwiednie zaciskam dłoń w pięść i z całych sił walę go w szczękę, idealnym sierpowym, na oczach rodziców, wszystkich gości no i... Brigitte. 
Moje urodziny. Osiemnaste...

***

Witajcie w kolejnym odcinku mojej telenoweli!

Podzieliłam ten rozdział na dwie części, bo wyszedł zbyt długi, a ja lubię kończyć w takich momentach. Mam nadzieję, że taki rozwój sytuacji przypadnie Wam do gustu, ponieważ ja jestem zadowolona. Kolejny part będzie z perspektywy Andiego i dowiecie się, dlaczego Brigitte wydawała się wkurzona oraz jak rozwinęła się ich relacja w ciągu tej doby. Na drugą część z punktu widzenia naszej Romy trzeba będzie poczekać, ale warto, bo przy urodzinowym stole jeszcze wiele się wydarzy :)

Dziękuję pięknie tym, które czytają i komentują, samym czytającym również. Liczba głosów w ankiecie napawa mnie optymizmem i cieszę się, że tak dużo osób czyta. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam wszystkim miłego weekendu (z letnimi skokami w tle) i zaprosić w następnym tygodniu na kolejny rozdział. Pozdrawiam cieplutko!

Do napisania!



45 komentarzy:

  1. Nowy w następnym tygodniu ;_: dopiero :c
    Jakoś przeżyję.
    Ciężko byłoby się mu wtedy w samochodzie przedstawić, ja to rozumiem, ale już własnych przypuszczeń nie musiał tak brutalnie przedstawiać :P ale to Andreas, więc...
    brak mi tu Wanka, hahah, nawet jestem ciekawa, jak wyglądałoby to wszystko, gdyby Wanki był głównym bohaterem, on się tak nadaje :P
    Ona, moim zdaniem nie jest wariatką, choć przychodzą jej takie myśli do głowy, panika jest do wyleczenia, mimo, że nie ma wsparcia. Tak byłoby lepiej. Ale nie dziwię się, z taką rodziną :<
    Lubię czytać Twoją twórczość, tak dobrze Ci to wychodzi:)
    Nie umiem pisać komentarzy, więc chyba już skończę...
    pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest następny tydzień i nowy rozdział się pisze, a kolejny już napisany ;) Komentarz wyszedł ok, bardzo dziękuję. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. "Nie ma nic milszego niech, kto chce mi wierzy,
    Jak rodzinny obiad w sielskiej atmosferze,
    Obrus świeży leży, starsi znad talerzy do młodzieży
    Szczerze szczerzą się." - od razu mi się skojarzyło :D
    A tak serio to co za tempo! Patrzyłam na swój kokpit zaspana i myślałam, że mi się tylko zdaje, że widzę 5 przy Twoim blogu : D Ale to bardzo, bardzo dobrze, bo opowiadanie zapowiada się ciekawie.
    Fajnie wymyśliłaś poziom emocji, jaki panuje w domu Romy. Że niby ich nie ma... a jednak gdzieś się wymykają. Choć najczęściej te złe.
    Wiem, że nie planowałaś nikogo uśmiercać samobójstwem tym razem, ale jakbyś mogła rozważyć przetrącenie karku słodkiej mamusi...
    Pozdrawiam i życzę weny, chociaż jak widać masz jej mnóstwo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza mi się czasami taki zryw i dodam rozdział w miarę szybko ;) Mamusia będzie żyć i pić ile wlezie. Również pozdrawiam i dziękuję za wizytę, komentarz i wenę :)

      Usuń
  3. Uosabiam się z Romy, bo też mam urodziny tylko, że 16. Tyle, że ja na szczęście nie mam przyjęcia, bo spodziewam się, iż byłaby to katastrofa.
    Czekałam na ten moment kiedy ona oraz Andreas spotkają się i wszystko będzie jasne. Tylko mógł już zachować dla siebie to, że myślał, iż Romy jest sprzątaczką...
    Czekam na dalszy ciąg! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny wiek, korzystaj z niego ile wlezie ;) Andreas to prawdziwy myśliciel, na pewno dwa razy się zastanowił, zanim ogłosił Romy sprzątaczką ;) Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  4. Omg powietrza,nie wierzę że to zrobiła,zuch dziewczyna :') jestem z niej tak bardzo dumna,należało mu się,to było bardzo chamskie z jego strony,mógł zachować swoje wnioski dla siebie. Czytanie o Romy,jej odczuciach wewnętrznej walce z samą sobą,patologicznej sytuacji w rodzinie,uświadamia że codzienne problemy są tak naprawdę niczym w porównaniu z tym co przeżywa.Zabił mnie fakt że ojciec ze swoją nową partnerką mieszka z byłą żoną.Możliwe że macocha jest jaśniejszym punktem dla Romy w tym domu,postawiła się jej matce i wydaje się najnormalniejsza z wszystkich.Ojciec to taka pizda za przeproszeniem,jak można tolerować takie traktowanie córki,brak słów po prostu,jakby tego było mało to jeszcze interesy załatwia na jej urodzinach,super poklaskać może jeszcze?! Najgorsze co może być to zakochać się w facecie siostry,ich dotyk trwał dziwnie długo,może przez osłupienie,ale jednak Romy naszego Andiego zaintrygowała.Czekam na rozwój wypadków.Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romy to nie jest cicha myszka i Wellinger jeszcze nie raz zarobi w czapę, to dopiero początek :) Tak, ojciec to pizda, ale z dwojga złego to on i jego partnerka będą po stronie Romy, a nie rodzona matka... Zakochaniem bym tego jeszcze nie nazwała, ale poczuli do siebie to "coś" i właśnie to będzie zródłem największych problemów. Dzięki wielkie za pozostawienie komentarza i obecność. Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. takiej końcówki to się nie spodzieewałam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Co tu wiecej mowić, kolejny rozdział niesamowity :) kompletnie takiego zakończenia sie nie spodziewałam hmm ciekawe czy Romy po tym incydencie ucieknie do swojego pokoju czy poprostu oddali sie w inne miejsce zostając na dole na imprezie ;) hmm. Jeszcze raz super rodzial i do zobaczenia przy kolejnym, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli kolejna zaskoczona zakończeniem? Udało mi się ;) Romy jest mistrzem szybkiego myślenia i znajdzie wyjście z sytuacji. Dzięki, że wpadłaś. Pozdrawiam :*

      Usuń
  7. Ojej, Romy to naprawdę skomplikowana postać, z tymi napadami paniki, niską samooceną, myślami samobójczymi. Dlatego gratulacje dla ciebie, że tak dokładnie i autentycznie ją wykreowałaś. To naprawdę wielka sztuka oddać prawdziwość tego, co myśli o sobie taki człowiek, nie przerysowując tego czy nie spłycając.
    A końcówka... no cóż, surprise wielki :D
    Generalnie to rozdział bomba! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romy jest dla mnie niezwykle ważna, mimo tego, że jest tylko fikcyjną postacią — wkładam w nią sporą część samej siebie, więc powinna wydawać się autentyczna. Często nie zdajemy sobie sprawy, ze pod przykrywką uśmiechniętej buzi naszej koleżanki może kryć się taka właśnie wewnętrzna walka, jaką każdego dnia stacza Romy. Cieszę się, że końcówka przypadła do gustu, bo kto powiedział, że dziewczyny nie potrafią się bić? ;) Pozdrawiam i dziękuję za obecność :*

      Usuń
  8. Rozdział świetny, jak każdy w gruncie rzeczy. Matka Romy na pewno tutaj niezle namiesza. Nie wiem czemu, ale bez niej i jej charakteru to opowiadanie nie byłoby takie jakie jest, czyli trochę... nieprzewidywalne?:D A końcówka, choć takiej się nie spodziewałam, wygrała po prostu ten rozdział!
    Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału (dlaczego każesz nam czekać do przyszłego tygodnia?!).
    Pozdrawiam! :) / Natalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka Romy to jest niezłe ziółko i będę ją kreować na czarny charakter, totalnie. Przyszły tydzień właśnie nadszedł, a ja szlifuję świeży part, więc nie powinnam mieć problemów z szybkim dodaniem. Dzięki, że jesteś, Natalio. Pozdrawiam :*

      Usuń
  9. O Boże, uwielbiam to, wiesz? Pewnie wiesz, bo znając życie znów się powtarzam, ale w tej sytuacji trzeba. :)
    Współczuję Romy tych ataków. Po przeczytaniu tego jak to opisałaś czuć aż za bardzo, że to zdecydowanie nie jest nic przyjemnego. A ta jej rodzinka jest niesamowicie pokręcona, szczególnie, że oni wszyscy ze sobą mieszkają.
    Co do samej imprezy, nie sądziłam, że Romy aż tak zostanie wyprowadzona z równowagi jednym zdaniem, że uderzy Andreasa. Aczkolwiek...chyba mi się podoba jej charakterek. :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, takie życie to nic przyjemnego, ale trzeba pamiętać, że po każdej burzy wychodzi słońce :) Andi i Romy będą się kochać jak kot i pies, więc ten skromny prawy sierpowy był tylko początkiem. Dzięki, że zostawiłaś po sobie ślad. Pozdrawiam :*

      Usuń
  10. Gdy zobaczyłam, że jest nowy rozdział zaczęłam się cieszyć jak dziecko;D
    Uwielbiam to jak piszesz, ale nie cierpię jak kończysz w takim momencie;P
    Wszystkie Twoje opowiadania są świetne moge je czytać cały czas. Końcówka jest boska. Romy przeszła samą siebie. Zupełnie się po niej tego nie spodziewałam, że posunie się do takiej scenki przy rodzicach, siostrze i innych;) Ma jednak odwagę dziewczyna ;P Jestem ciekawa reakcji Andiego ;)
    Robi się tu z rozdział na rozdział ciekawiej i już się nie moge doczekać kolejnego.;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, ja tak mam, gdy widzę każdy nowy komentarz pod rozdziałem :) Obiecywałam, że akcja się rozkręci i słowa dotrzymam. Cieszę się, że czytasz i trafia to w Twój gust. Jest mi bardzo miło. Również pozdrawiam :)

      Usuń
  11. bardzo dobrze uczyniła Romy na końcu myślę że każda kobieta poczułaby się urażona :D a co do całego rozdziału to wręcz zajebisty ;) uwielbiam to jak opisujesz emocje <3 pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zrobiłabym tak samo, więc myślę, że jej zachowanie jest było jak najbardziej naturalne wedle kobiecej natury :) Facet obraża, daj mu w twarz i pokaż, że nie jesteś tylko słabszą płcią. Cieszę się, że lubisz moje opisy emocji :) Pozdrawiam!

      Usuń
  12. Owacje na stojąco dziewczyno! Owacje! Nie wiem co tu więcej napisać, czuję, że mój komentarz jest zbędny. Dziewczyny powyżej napisały już wszystko! Klasa, klasa i jeszcze raz klasa! Masz niesamowity dar i powinnaś go rozwijać! A jak nie rozwijać pisząc nam, Twoim cichym wielbicielkom TAKIE ROZDZIAŁY? Brawo Romy <3. Jestem ciekawa reakcji Bri ! No po prostu nie mogę się doczekać, ale wiem, że jest warto :*
    Pozdrawiam i życzę weny :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee, żadnych owacji ;) Twój komentarz jest jak najbardziej potrzebny, jeśli tylko pisany był szczerze. Nie słyszałam nic o moich wielbicielkach, ale Wellinger z pewnością je ma, a ja nie przestanę dla Was wszystkich pisać, bo sprawia mi to wielką frajdę. Postaram się, żebyś nie czekała zbyt długo. Również pozdrawiam i dziękuję za wenę :)

      Usuń
  13. Przez cały dzień zastanawiałam się, co by tu napisać, bo tak wspaniałe opowiadanie zasługuje na profesjonalny komentarz, haha :)
    Tak bardzo jest mi szkoda Romy. Dojrzewała w jakiejś "patologicznej" rodzinie i do tego jej matka tyranka. Tak naprawdę nigdy nie wiedziała, co to znaczy "kochać" i nigdy nie miała wsparcia ze strony bliskich. Normalnie, aż mi serce pęka.
    Jak świetnie, że Romy przywaliła Andreasowi. Należało mu się. Och, teraz pewnie Wellinger i jego ego poczują się urażeni. Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Życzę dużo weny i ciesz się tymi ostatnimi dniami wakacji.. :* // Kat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie komentarze są dla mnie bardzo ważne, nie muszą być od razu profesjonalne, cokolwiek to znaczy :) Czasami oczekiwania rodziców wobec dzieci mogą przerosnąć możliwości i wtedy robi się problem. Być może Romy znajdzie ratunek tam, gdzie by się go wcale nie spodziewała. Kto wie, czy Andreas jest tylko pustym dupkiem, który myśli wyłącznie o sobie. Kto wie, co skłoniło go do takiego zachowania, co go ukształtowało. Wellinger i jego ego rzeczywiście poczują się urażeni, i to bardzo ;) Pozdrawiam cieplutko :* (przede mną jeszcze półtora miesiąca wakacji).

      Usuń
  14. A więc po raz 897234826412 napiszę że uwielbiam to opowiadanie, masz talent :) Bardzo dobrze że Romy uderzyła Andreasa, mógł trzymać język za zębami. Jestem tylko ciekawa co na to jej siostra. :)
    To teraz czekam tydzień, ech xD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja po raz 897234826412 napiszę, że uwielbiam Wasze komentarze, choć słodzicie mi niemiłosiernie i nie wiem czy to jest dobre, czy złe ;) Jak to stwierdził Wank w przypływie jasnowidzenia — ona chyba lubi się bić ;) Również pozdrawiam i dziękuję za obecność :*

      Usuń
  15. Ten rozdział jest napisany w iście mistrzowski sposób. Gratuluję talentu :) Naprawdę pięknie przedstawiłaś jak ciężkie jest życie Romy, gdy nadchodzi atak choroby oraz jak wygląda sytuacja w domu.
    Romy dobrze zrobiła uderzając Andreasa, bo powiedział o jedno zdanie za dużo. Ciekawe, jak na to zajście zareagują zebrani na przyjęciu goście.
    Pozdrawiam Cię serdecznie :)
    K. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie jest, nie jest, choć wkładam w każdy z nich sporo zaangażowania i staram się. Lubimy odważne bohaterki, co? :) Cieszę się, że kolejnej osobie przypadło do gustu zachowanie Romy — to oznacza, że nie jestem nienormalna, bo sama walnęłabym gości, gdyby wyjechał mi z takim tekstem na moich własnych urodzinach ;) Również pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  16. Póki co dopadł mnie szok i paraliż, bo Romy ma dużo ze mną wspólnego...
    Dziękuję za taką postać. Jak się otrząsnę to jakoś to skomentuję.
    Przepraszam i czekam niecierpliwie nie następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli będziesz wiele rozumieć, jeśli dotrwasz do kolejnych rozdziałów, a może dowiesz się czegoś, co Ci pomoże. Dziękuję za obecność. Pozdrawiam :*

      Usuń
  17. Sytuacja przy stole wydała mi się wręcz komiczna. Rozwiedzeni rodzice, obecna żona ojca, która spodziewa się dziecka oraz dwie dorosłe córki. Istna sielanka, po prostu! Nie potrafię pojąć tego jak taka atmosfera może panować w rodzinnym domu. Siostry, które tak naprawdę nigdy nie zaznały głębszych uczuć. Są siostrami, bo są i wydaje się, że na tym się kończy. Zimna matka, która nie dała im ciepła, bezpieczeństwa tylko od razu postawiła na rygor. Ojciec, do którego nic nie dociera, który na nic nie zwraca uwagi. I jego obecna partnerka, która wydaje się być pogodną osobą. A w każdym bądź razie rozumiejącą Romy...
    Naprawdę z całego serducha współczuję Romy tej sytuacji oraz choroby, w jaką popadła. Zresztą- wcale się temu nie dziwię. Nie jedna osoba by nie podołała. Grunt, że jej przeszło. A potem...Jak czytałam o jej kompleksach miałam wrażenie, jakbym czytała o sobie, serio. Jakoś się przełamała, wcisnęła w mikroskopijną sukienkę i udała się na własne przyjęcie urodzinowe- cieszy mnie fakt, że o nim nie zapomnieli. Jej reakcja, ekscytacja- byłoby smutno, gdyby zapomnieli. Ale...To jednak osiemnaste urodziny.
    I rozwiązała się zagadka tajemniczego faceta Brigitte- to Andreas. Oboje byli w szoku, gdy się zobaczyli. Oboje są sobą zafascynowani- tego faktu nie da się ukryć. Świadczyć o tym może chociażby reakcja przy dotknięciu dłoni...
    Myślę, że Andreas nie powinien być aż tak szczery. Uwagę o sprzątaczce mógł zachować dla siebie, ale nie. On musiał klapać ozorem na prawo i lewo i się doigrał- dostał w twarz i to w pełni zasłużenie. Brawo Romy! :D
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki piękne za ten obszerny i treściwy komentarz — widać, że dokładnie zapoznałaś się z rozdziałem, a to mnie niezmiernie cieszy :) Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
  18. OMB! Jesteś wielka.:) Nie wiem jak ty to robisz, ale każde Twoje opowiadanie jest super na najwyższym pozimie. Nawet nie wiem jakich słów użyć bo wszystko jest już napisane wyżej w kometarzach.;)
    Nie wiem czemu, ale czytając to opowiadanie przypomniała mi sie piosenka Pixie Lott - Mama Do i słowa tej piosenki jakoś pasują mi do tego opowiadania (tylko się nie śmiej) ;P
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego miałabym się śmiać? :) Przy okazji dziękuję za podrzucenie fajnej piosenki, wcześniej jej nie słyszałam. Również pozdrawiam :*

      Usuń
  19. tydzień się już kończy :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem. Przepraszam, ale nie wyrobiłam się w czasie :/

      Usuń
  20. No właśnie.. Kiedy można się spodziewać nowego rozdziału? :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Spokojnie. Nie śpiesz się :) my poczekamy tyle itd będzie trzeba. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ile* przepraszam za błąd , ale obecnie korzystam z telefonu :D

      Usuń
  22. Nie wiem jak to się stało , że trafiłam tutaj do Ciebie dopiero kilka dniu temu... Jest Wank , a to najważniejsze.
    Osoba pozwalająca wiele nadrobić:D Co dziwne nawet czas się znalazł:)
    a przechodząc do rzeczy to szczerze powiem , że nie spotkałam się jeszcze z tak ciekawą fabułą , tak dobrze dobraną stylistyką wypowiedzi , a szczególnie opisywaniem emocji bohaterów... Jestem pod ogromnym wrażeniem , i cóż ... Gratuluje,
    Mam nadzieję , że niedługo ukaże się kolejna część.
    Pozdrawiam.
    -----
    Zapraszam Cię na www.wiaze-z-toba-codziennosc.blogspot.com , gdzie pojawił się nowy rozdział , oraz jeżeli lubisz świeże opowiadania , to mam nadzieję że zadowoli Cię http://gib-nicht-auf-austria.blogspot.com/ , gdzie główną rolę odegra nie kto inny jak Didl. Zapraszam.
    Będzie Mi bardzo miło jak zajrzysz i pozostawisz po sobie ślad.
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za komentarz i wizytę :) Pozdrawiam!

      Usuń